Jay Gatsby, tajemniczy bogacz, który co wieczór wyprawia w swoim gigantycznym domu przyjęcia. Przychodzą na nie wszyscy, zarówno zapraszani jak i przypadkowi imprezowicze. Nick sprowadza się do domku obok i zaintrygowany obserwuje życie toczące się u sąsiada. W między czasie odnawia znajomość ze swoją kuzynką Daisy i jej mężem.
„Wielki Gatsby”. Książka, która zapisała się w historii
jako jedna z ważniejszych książek. Zyskała rozgłos i pozycję, której ja
osobiście zupełnie nie rozumiem. Za życia Fitzgeralda nie była jakoś bardzo
popularna, dopiero później, po jego śmierci została lepiej przyjęta. Nieważne,
że nigdy nie wiedziałam o czym ta książka jest. Od lat słyszałam „Wielki Gatsby”.
Spodziewałam się czegoś wielkiego, kultowego, niesamowicie dobrego. A to taka
książeczunia na ledwie dwieście stron, którą dobrze się czyta i tyle. Może jej „wielkość”
tkwi w tym, że poniekąd jest o niczym, a jednak czytelnik się nie nudzi. Nie
wiem. Wiem, że świat wykreowany przez Fitzgeralda odebrałam niczym skorupkę,
której brakuje wypełnienia. Tajemniczy Gatsby ani trochę nie jest tajemniczy. Jest
to tajemnica kreowana na siłę. Narrator, Nick, w ogóle niemalże o sobie nie
mówi. Jest tylko obserwatorem. Kobiece bohaterki są jakieś takie… Brakowało mi
głębi w każdej z postaci. Znamy ich powierzchowne cechy charakteru, niczym
zaledwie szkice. „Wielki Gatsby” to taka opowiastka. Autor miał pomysł, ochotę,
to napisał. Ale brakowało mi tu wiele. Nie to, że książka się nie podobała. Ale
brak dopracowania był mocno odczuwalny. Może dlatego ta powieść jest tak
chętnie ekranizowana. Szkice bohaterów pozwalają reżyserowi i aktorom na własne
interpretacje i stworzenie własnego dzieła.
Miałam wydanie z Wydawnictwa Artystycznego i Filmowego ze
zdjęciami z ekranizacji z 1974. Przyznam, że zdjęcia wydawały mi się o wiele bardziej
frapujące niż treść. Film mam w planach, tak samo jak najnowszą wersję, która
wyjdzie na ekrany kin w 2013 roku. Myślę, że w formie filmu znacznie bardziej
mi się spodoba. Bo na razie książka wzbudzała tylko irytację – jak ją opisać,
skoro wydała mi się pusta?